Stulecia doświadczeń przekazały nam wiedzę o cudownych właściwościach waleriany, znanego również jako kozłek lekarski. Znany jest ze swojego uspokajającego działania na nerwy oraz wspierania zdrowia psychicznego. Wzbudza jednak spore kontrowersje, gdyż nie wszystkim osobom jest polecany. Dlaczego tak jest?
Roślina zielna o nazwie kozłek lekarski lub waleriana jest chętnie uprawiana na terenie naszego kraju. W zależności od obszaru, można spotkać się z różnymi jej nazwami takimi jak baldrian, biełdrzan, kocia trawa czy stoniebo. Roślina ta osiąga średnią wysokość pomiędzy 0,5 a 1,2 metra. Charakterystycznymi dla niej elementami są ostro zakończone liście oraz kwiaty w odcieniach bieli, różu lub fioletu. Jest ona używana jako łagodny środek uspokajający i poprawiający jakość snu zarówno w medycynie konwencjonalnej, jak i tej ludowej.
Walerianę możemy spotkać na terenie całej Polski. Jej naturalnym siedliskiem są wilgotne obszary jak brzegi wód, mokre łąki, torfowiska czy lasy. Może być uprawiana też we własnym ogródku, choć jest to roślina wymagająca. Potrzebuje żyznej i przepuszczalnej gleby oraz miejsca o nasłonecznieniu lub półcieniu. Regularny nawóz oraz dbałość o jej pielęgnację są niezbędne dla prawidłowego rozwoju rośliny. Zbiera się jej kłącza na jesieni, po czym są one suszone w naturalnych warunkach.
Wśród wielu odmian waleriany, najpopularniejsza w Polsce jest odmiana szerokolistna. Kwitnie ona od czerwca do sierpnia. Surowiec leczniczy (korzeń i kłącze) zbierany jest przed kwitnieniem (w maju) lub na jesień a następnie suszony do temperatury 35°C. Podczas suszenia wydziela swoisty zapach przyrównywany do brudnych skarpetek. Nie zapominajmy jednak, że zawiera wiele cennych substancji leczniczych takich jak kwas walerianowy i walerenowy, olejki eteryczne czy trójterpeny. Zapach zapewnia ester bornylowy kwasu izowalerianowego.
Średniowieczne legendy opisywały walerianę jako roślinę o magicznych właściwościach. Według jednej z nich, to dzięki niej Szczurołap z Hamelin mógł pozbyć się gryzoni z miasta. Wierzono, że potrafi leczyć wszystko – nawet epilepsję. I choć współcześnie wiemy, że epilepsji nie leczy, w XIX wieku nadal była używana jako środek uspokajający arystokratyczne damy cierpiące na napady paniki. Podczas I wojny światowej, był stosowany do leczenia zespołu stresu pourazowego.